скачать книгу бесплатно
Ruszyli w kierunku restauracji, która przypadkowo zamajaczyła przed nimi. Franck czuł się kompletnie zagubiony – byli teraz w dzielnicy, która była mu zupełnie nieznana, prowadził więc swoją towarzyszkę właściwie po omacku.
Wtedy to zatrzymali się ponownie, z tym samym zamiarem. Przyglądali się sobie uważnie. Pożądanie rosło. Pożerali się wzajemnie wzrokiem. Żadne z nich nie ośmieliło się jednak pokonać tej niewidocznej bariery między nimi. Od nawiązania więzi uczuciowej dzieliło ich zaledwie kilka centymetrów. To takie frustrujące! Miał pełną świadomość, że Swietłana w żadnym razie nie zrobi pierwszego kroku. Wiedział, że to on musi podjąć inicjatywę, musi jej udowodnić, że potrafi się zebrać na odwagę i złożyć na jej ustach pocałunek świadczący o tym, jak bardzo jej pragnie. Pocałunek będący wyrazem naturalnego magnetyzmu między dwoma osobami, które podobają się sobie i w nieodparty sposób są dla siebie wzajemnie pociągające.
Franck zawahał się, podobnie jak przy pierwszej próbie. Ruszyli w dalszą drogę… Co się dzieje? Wyczuwał, że Swietłana czeka tylko, aż Franck zbierze się na odwagę. Gdzie się podziała jego męska stanowczość? Przepuścił już dwie okazje. Przy trzeciej musi wreszcie podjąć ten wysiłek. W przeciwnym razie może się pożegnać z piękną Swietłaną, bo nie będzie już chciała więcej słyszeć o tym nieudaczniku.
Wszystko go pociągało w tej dziewczynie: jej twarz, zachowanie, osobowość. W jej towarzystwie czuł spokój i pewność siebie. Co wywoływało zatem ten lęk? Franck zdecydował wreszcie, że do pocałunku musi dojść w ostatniej chwili, aby oszczędzić mu mizernych usiłowań, które ostatecznie spełzały na niczym. Po kolacji, kiedy będzie miał też okazję napić się czegoś mocniejszego, na pewno poczuje się bardziej śmiały.
Po dłuższych poszukiwaniach trafili wreszcie na restaurację hinduską. Z wystawionego przed lokalem menu wynikało, że oferuje on korzystne ceny, doskonałe na kieszeń Francka. Swietłana nie wydawała się jednak zachwycona pomysłem zjedzenia kolacji w tym miejscu. Uznała, że ta knajpka nie jest w najmniejszym stopniu romantyczna. Ruszyli więc w dalszą drogę, aż dotarli do dużo bardziej ruchliwego miejsca. Stanęli na placu otoczonym kafejkami i restauracjami. Okazało się, że pierwsza z nich, przed którą stanęli, jest już zamykana na noc – jak oświadczyła im zatroskana właścicielka. Przeszli zatem na drugą stronę, w kierunku najbliższej knajpki. Z zewnątrz nie wyglądała zbyt zachęcająco, ale wnętrze okazało się całkiem szykowne. Może nawet za bardzo… Franck zorientował się w lot, że zapłaci tutaj słony rachunek. Ale co tam! Uznał, że warto się szarpnąć dla towarzyszącej mu kobiety. Nie zamierzał się na nią rzucić po jednym wieczorze. O nie! Snuł już w głowie pełen plan podboju, ponieważ jasno stwierdził, że zamierza się z nią poważnie związać.
Kelnerka wskazała im przytulne i zaciszne miejsce w rogu restauracji. Wokół stołu znajdowały się dwa fotele obite skórą. Pochylili się najpierw nad menu, a nastepnie złożyli zamówienie. Rozmawiali ze sobą, jedli, pili – uwodzicielska gra sięgała zenitu. Ich ręce błądząc dążyły do wzajemnego kontaktu, serca mocno biły, spojrzenia były roziskrzone, a z ust rozchylonych w błogim uśmiechu płynęły uwodzicielskie słowa. Flirt przebiegał zgodnie z najlepszymi zasadami sztuki.
Po uregulowaniu rachunku opiewającego na sporą sumkę, wyruszyli na poszukiwania najbliższej stacji metra. Swietłana mieszkała w dzielnicy Montparnasse, jechali zatem tą samą linią. Franck wykorzystał sytuację, aby odprowadzić ją do domu.
Swietłana zatrzymała się na czas pobytu w Paryżu w hotelu dla młodych pracowników. Jej pokój był bardzo niewielki, ale czynsz, choć wysoki jak na jeden skromny pokój, dawał złudzenie przyzwoitej, jak na to miasto, sumy. Przed bramą budynku, Franck pierwszy powiedział:
– Spędziłem z Tobą bardzo miły dzień i… – nie zdążył dokończyć zdania, bo ich usta otarły się lekko o siebie, przylgnęły mocniej, na koniec wpijając się łapczywie i dając upust wzajemnemu pragnieniu. Ta właśnie chwila wyzwoliła uczucie, które miało odmienić ich dalsze dni.
Zetknięcie języków, smak śliny, dwa ciała splecione w uścisku. Ten pocałunek stanowił dla nich wyraz odczuwanej tkliwości, niezwykłej zmysłowości zwolna opanowującej ich ciało i uwalniającej wszelkie cierpkie nuty. Długotrwałe pragnienie zwieńczone tym, czego oboje pragnęli.
Swietłana kilkukrotnie mówiła, że musi już wracać. W ciągu tygodnia dozorca zamykał drzwi na noc o godzinie pierwszej, w weekend o drugiej, a właśnie zbliżała się już ta pora. Franck nie chciał jej puścić, a Swietłana wcale nie miała ochoty wracać do siebie. Ich pożegnanie przedłużało się.
Gdy wreszcie nadchodząca noc zmusiła ich do oderwania od siebie chciwych ust i ramion, Swietłana zapytała Francka, kiedy będą się mogli znowu zobaczyć. Następnego dnia wyjeżdża do Brukseli, którą pragnęła zwiedzić, i wróci dopiero we wtorek wieczorem. Ponieważ pociąg odjeżdżał dość późno, Franck zaproponował, że odprowadzi ją na dworzec. Przyjdzie po nią bezpośrednio do domu, gdy tylko skończy pracę. Zanim Swietłana zdążyła otworzyć usta, odpowiedź była widoczna w jej radośnie roześmianych oczach, po czym potwierdziła w kilku słowach spotkanie. Pocałowali się jeszcze ostatni raz.
Franck zaczynał następnego dnia pracę w charakterze dozorcy. Miał pełnić tę funkcje przez trzy tygodnie. Wiedział, że to zatrudnienie nie przyniesie mu najmniejszej satysfakcji, ale było niezbędne do przetrwania. Wynoszenie śmieci i sprzątanie klatki schodowej nijak nie miało się do jego planów życiowych. Jedyne, co mu odpowiadało, to wysokość wynagrodzenia dzięki dodatkowej premii wypłacanej na zakończenie umowy. Dodatkową korzyścią miało być niemal darmowe zakwaterowanie, która ze względu na dogodną lokalizację w Paryżu stanowiłoby nieomal luksus, niezwykłe dobrodziejstwo, biorąc pod uwagę astronomiczną wysokość czynszu w tym mieście o nadzwyczajnym statusie. Z tego powodu nie brakowało chętnych ubiegających się o tę posadę.
Obecnie jednak premia ta została zlikwidowana przez rząd, który wydał nowe przepisy i uznał, że tacy ludzie – zatrudniany na zastępstwo prekariat – za dużo zarabiają, skazując ich na jeszcze gorszą sytuację finansową. Od tej pory motywacja finansowa znikła, a pozostał jedynie pewien niesmak: zarówno wobec rządu – gnębiącego proletariat, a działającego wyłącznie w interesie wyższych sfer finansowych, od których sam jest w pełni uzależniony niczym niewolnik; jak i niesmak wobec samej pracy – zupełnie nieadekwatnej do wysokich aspiracji. Prowadzona przez naszych przywódców surowa polityka nadmiernych wyrzeczeń doprowadziła do absurdów, do których musieliśmy przywyknąć wbrew swojej woli. Żaden bezrobotny nie czuje się zmotywowany do podjęcia zatrudnienia za wynagrodzenie niewiele wyższe od otrzymywanego zasiłku. Zwłaszcza w Paryżu, gdzie czynsz za wynajem najnędzniejszej kawalerki sięga siedmiuset, a najczęściej ośmiuset euro. Jak się utrzymać z minimalnej pensji, która wynosi niewiele więcej? Łatwo i szybko można wyliczyć, że tysiąc euro netto przy takich kosztach życia nie wystarczy na godne życie. Jest to raczej walka o przetrwanie.
Życie człowieka nie liczy się – jedyna ważna sprawa to pomnażanie wielkiej fortuny bogaczy cieszących się uprzywilejowaną pozycją. Jeżeli zwykły człowiek wyląduje na ulicy albo przymiera głodem, nikt się tym zbytnio nie przejmie… Zepchnięty na margines, nieistotny członek społeczeństwa, o którego nikt się nie troszczy… Politycy to przyjaciele milionerów. Ręka w rękę działają dla swojej korzyści, a ludzie nie budzą w nich najmniejszego zainteresowania. Potrafią tylko używać wzniosłych słów, wygłaszać płomienne mowy, aby jeszcze bardziej uśpić czujność mas, byle tylko społeczeństwo nie zaczęło się sprzeciwiać, oburzać lub, co gorsza, buntować się. W najlepszym razie ich odczucia wobec ludzi określić można mianem pogardy. Nic ponadto. Są zbyt zajęci negocjowaniem kontraktów na dostawy broni lub udziałem w nowym konflikcie zbrojnym. Niech tam ludzie sobie krzyczą: „Stop!”. Nie słuchają nikogo i ignorują wszelkie przejawy sprzeciwu. Otchłań zionąca między oderwanym od rzeczywistości rządem a realiami życia ludzkiego jest nie do pokonania. To nasi przywódcy wpędzają nas w ruinę. To oni są odpowiedzialni za upadek.
Franck przyglądał się, jak Swietłana wchodzi do budynku. Teraz została już oficjalnie jego nową dziewczyną. Ruszył w kierunku domu – czekał go jeszcze trzydziestominutowy marsz do stacji metra Denfert-Rochereau. Przez całą drogę z ust nie znikał mu uśmiech, oczy radośnie błyszczały, a w myślach rozpamiętywał każdą chwilę wspólnie spędzonego wieczoru. Następny dzień miał się jednak rozpocząć zupełnie inaczej: czekała go wczesna pobudka, a następnie miał zakasać rękawy i wziąć się do roboty – czekała go bezgranicznie nudna, mechaniczna harówa, którą miał wykonywać beznamiętnie jak robot, żywy trup, bez pasji ani zapału.
Miniony dzień był dla Swietłany wyjątkowy – nigdy dotąd nie doświadczyła tak gwałtownych emocji. Nie miała dotąd do czynienia z wieloma chłopcami, a jakiekolwiek uczucia okazywały się ulotne. Spotkanie z Franckiem obudziło w niej błogą nadzieję. Czy może być coś bardziej romantycznego niż spotkanie dwóch istot, które wyrosły w odległych od siebie światach, ale jakimś sposobem zdołały zetknąć się ze sobą? Franck urzekł ją swoją prostolinijnością, delikatnością i uważnym wysłuchiwaniem się w jej potrzeby. Był nią szczerze zauroczony. Zanim jeszcze wymienili pierwszy pocałunek, Swietłana obdarzyła go zaufaniem. Spodobało jej się również to, że Franck miał duszę artysty. Jako artysta był nieco oderwany od rzeczywistości, pogrążony w swoich wizjach i marzeniach, lecz przy tym niewątpliwie bardzo oryginalny – nieczęsto się trafia na tak wyjątkową osobę.
Leżąc w łóżku Swietłana musnęła swoje usta opuszkiem palców, a przed oczami ukazał się jej cały przebieg spotkania, które wyzwoliło w niej niezwykłe doznania. Zastanawiała się, dlaczego żaden ze spotkanych dotąd mężczyzn nie wyzwolił w niej tak intensywnych uczuć. Co takiego nadzwyczajnego miał w sobie Franck, który na pierwszy rzut oka zdawał się zupełnie zwyczajny? Wysoki, szczupły brunet o nierzucającej się w oczy twarzy, którą okalały krótkie włosy – kogoś takiego można spotkać w każdym mieście. Kilkudniowy zarost i nieco zapadnięte oczy mogły świadczyć o przynależności do bohemy artystycznej. Ciekawe, kiedy ostatnio się golił? Na pewno nie spełniał biurokratycznych norm decydujących o dopuszczeniu do pracy w szanującej się korporacji, gdzie wymagane są gładko wygolone policzki. Swietłana nie mogła się oprzeć jego ujmującemu zachowaniu: traktował ją z wielką uwagą i uprzejmością. Czyżby poznała właśnie kogoś, kto zaspakaja wszystkie jej pragnienia, kto wzbudza w niej nowe i nieznane uczucia? Czy był to mężczyzna, który odciśnie piętno na jej życiu, czyżby miała się w nim naprawdę zakochać? Swietłana odczuwała gwałtowną potrzebę ponownego spotkania, aby utwierdzić się w prawdziwości swych uczuć. Nie mogła się doczekać, kiedy ponownie znajdzie się w jego ramionach. Pogrążyła się w marzeniach… Swietłana nigdy nie była jeszcze zakochana. W głębi duszy, miała nadzieję, że pozna wreszcie alchemię miłości. Dlaczegóż by nie miało to nastąpić właśnie teraz? Jakie ryzyko wiązało się z tym, że zawrócił jej w głowie mieszkający siedem tysięcy kilometrów od jej domu Francuz? Czy zaangażowanie się w ten związek to jak próba przebicia muru głową? Targało nią mnóstwo pytań i wątpliwości, a sen nie nadchodził. Mimo tego czuła błogi spokój. Nigdy dotąd żaden mężczyzna nie uwiódł jej tak skutecznie, nie wzbudził w niej pożądania w pierwszy wspólnie spędzony dzień. W tej chwili Swietłana zrozumiała, że to niepowtarzalna szansa, że tym razem wszystko będzie przebiegać inaczej niż kiedykolwiek dotąd.
Rozdział 3
Po powrocie do domu Franck wziął prysznic, a zaraz potem poszedł spać. Wyczerpany, lecz szczęśliwy, musiał wstać po zaledwie czterech godzinach snu. Przynajmniej tym razem przyczyną zarwanej nocy nie był nieprzyjemny sąsiad z piętra, który zachowywał się jak pan na włościach. Nic sobie nie robił z innych mieszkańców bloku, odnosił się do nich z pogardą i patrzył na nich z góry.
W pracy Franck najpierw skontrolował stan śmietnika. Panujący tam po weekendzie chaos zmusił go do uporządkowania nieco przepełnionych kontenerów, z których śmieci wysypywały się aż na podłogę. Na sam widok Franck poczuł rozgoryczenie z powodu swego podłego zajęcia. Następnie zabrał się za sprzątanie: trzeba było pozamiatać klatkę schodową, umyć ją, by nieco ogarnąć nagromadzony brud. Trudno sobie wyobrazić pracę bardziej odległą od skrywanych w głębi duszy aspiracji. Z biegiem lat zrozumiał wreszcie, że nigdy pewnie nie uda mu się utrzymać z pracy fotografika. Nie miał jeszcze świadomości, że w przyszłości czeka na niego inna, zaskakująca kariera, która będzie dla niego nawet większym źródłem satysfakcji.
Wiedział już, że im mniej nawiązuje kontaktów z mieszkańcami bloku, tym lepiej mija mu dzień. W przeciwnym razie, zawsze czyhał na niego ktoś, chętny do opowiedzenia, przeważnie mimochodem, swojej historii życia. Wystarczyło jedno nieuważne słowo, drobne potknięcie, aby taka osoba poczuła się urażona. Lepiej było więc zachować anonimowość, pozostać w cieniu, odwalać bez słowa całą robotę, jak najmniej mówić, zwłaszcza o swoich ambicjach, mimo tego, że towarzystwo najbardziej ciekawskich osób okazywało się przeważnie najprzyjemniejsze. Problem polega na tym, że plotki szybko się rozchodzą. Wyznanie, że jego pragnieniem jest odniesienie sukcesu w środowisku artystycznym, podczas gdy od wielu lat spędza dni na zamiataniu korytarzy, okazywało się delikatną kwestią, fantazją graniczącą z absurdem, świadczącą o tym, że żywiący ją nieszczęśnik w najlepszym razie buja w obłokach i jest ślepy na otaczającą go rzeczywistość oraz kwestie finansowe.
Po zakończeniu porządków Franck wyciągnął się na kanapie, w oczekiwaniu na przyjście listonosza. Musiał walczyć z ogarniającym go zmęczeniem. Odebrał wreszcie pocztę, posortował listy, a następnie przydzielił je poszczególnym lokatorom. Od tego momentu jego praca w tym dniu polegać będzie wyłącznie na obecności – oczekiwaniu, czy ewentualnie jakiś mieszkaniec nie będzie potrzebował jego pomocy, jeżeli w budynku wystąpi jakiś problem, co zdarzało się niezwykle rzadko.
Wybicie godziny dwudziestej oznaczało koniec pracy Francka, który szybko zamknął za sobą drzwi i pospiesznie ruszył w kierunku metra. Wybrał kierunek Montparnasse, a gdy był już pod domem Swietłany – zadzwonił do niej. Właśnie kończyła się wybierać i zeszła na dół po dziesięciu minutach. Na ich twarzach pojawił się szeroki uśmiech, Swietłana rzuciła się w ramiona Francka i wymienili długi pocałunek. Mężczyzna wziął ją za rękę i wrócili na dworzec Montparnasse, aby pojechać na Gare du Nord.
Usiedli obok siebie, a Swietłana położyła głowę na jego ramieniu. Franck bawił się pieszczotliwie jej włosami. Zdawać się mogło, że są zakochaną parą, a przecież od pierwszego pocałunku dzieliło ich mniej niż dwadzieścia cztery godziny. Franck uwielbiał te chwile, które wydają się zupełnie zwyczajne, a jednak nadają życiu jakiś magiczny wymiar. Takie momenty należą do rzadkości, dlatego są tym bardziej cenne.
Razem tworzyli malowniczy i harmonijny obrazek, a siedzący naprzeciwko mężczyzna bacznie im się przyglądał. Miał zaczerwienione oczy, jakby przepełniał go wielki smutek. Franck przyjrzał mu się ukradkiem i utwierdził się w tym przeświadczeniu. Zaciekawiony, jeszcze raz spojrzał w kierunku nieznajomego i stwierdził, że ten nie odrywa on nich wzroku. Co wprawiło go w taki stan? Czy chodzi o wzajemny magnetyzm, jaki od nich emanuje? A może przypomina sobie o swojej byłej partnerce, w której był bardzo zakochany, a która go rzuciła? Franck wyraźnie widział cierpienie mężczyzny, ale każdy musi sam dźwigać swoje brzemię. On sam także miał za sobą bolesne doświadczenia, kiedy to spotkał go zawód miłosny, po którym czuł się odrzucony i całkowicie pozostawiony samemu sobie, skazany na życie w totalnej izolacji. Dobrze wiedział, jak trudno poradzić sobie z samotnością. Miał także świadomość, że im dłużej trwa cierpienie, tym większa radość, gdy znowu dopisze nam szczęście.
Pociąg TGV Thalys został już zapowiedziany i Franck odprowadził Swietłanę do właściwego wagonu. Pocałowali się przed wejściem, przedłużając w ten sposób chwilę rozstania. Pasażerowie wsiadali do pociągu, a pocałunki zakochanych przedłużały się. Konduktor cierpliwie czekał przy drzwiach. Zbliżała się godzina odjazdu. Swietłana wyrwała się wreszcie z uścisku Francka i zostawiła mu swoją różową kurtkę – zgodnie z prognozą pogody miało być gorąco, przy dużej wilgotności powietrza. Poprosiła, by zwrócił jej okrycie po powrocie. Był to swego rodzaju test zaufania. Czy Franck wyjdzie po nią na dworzec? Czy będzie pamiętał, żeby zabrać ze sobą kurtkę? A może zapomni? Czy okaże się, że Franck to poważny mężczyzna, na którym można polegać, czy też kolejny playboy paryski i lekkoduch? Ten prosty test pozwoli szybko postawić wstępną diagnozę.
Franck po raz ostatni szybko się pożegnał i Swietłana zniknęła w pociągu. Zarzucił sobie kurtkę na ramiona i poszedł w kierunku metra. Powierzony mu element stroju traktował z niemal nabożnym szacunkiem.
Kiedy wchodził po schodach, beztroski uśmiech zamarł na jego ustach. Znalazł się twarzą w twarz z formacją militarną. Stanęło przed nim trzech potężnie zbudowanych żołnierzy uzbrojonych w karabiny szturmowe. Różowa kurtka zamotana zawadiacko na ramionach wzbudziła ich podejrzenia! Co ukrywał pod tym gejowskim wdziankiem?
Takie widma nawiedzające dworce Paryża stanowią stały lecz odpychający element krajobrazu miejskiego, ze swoją bronią i zielonkawym ubiorem w sraczkowatym kolorze zwiastującym złe dni, przetaczają się rok po roku w przygnębiającej defiladzie. Z ostentacyjnej dbałości o bezpieczeństwo nie może wyniknąć nic dobrego. Nawet jeżeli takie postępowanie rządu stwarza wśród Francuzów pozory bezpieczeństwa, to wywołuje raczej strach, a nawet pewną odrazę. Bardziej skutecznym rozwiązaniem byłaby dyskretna ochrona, niezauważalna dla obywateli. Taki sposób działania – policjanci w cywilu rozmieszczeni na terenie całego Paryża – nie byłby tak prowokacyjny ani drażniący. Wojsko na ulicach – ta natrętna obstawa, której celem jest stworzenie poczucia bezpieczeństwa mieszkańcom Paryża i turystom – tworzy szpetny wizerunek: oto Francja, która się boi, Francja zepchnięta do defensywy, od 2005 roku na czerwonym poziomie zagrożenia w ramach planu antyterrorystycznego „Vigipirate”! Czy zresztą żołnierz jest w stanie odróżnić terrorystę od zwykłego obywatela? Nie ma wątpliwości, że takie indywiduum może bezkarnie przechadzać się pod czujnym okiem żołnierzy, których jedyną funkcją jest zapewnienie rządowi czystego sumienia.
Powołani w tym celu włóczą się bez celu na kształt poliszynela, sami sfrustrowani swoją rolą. Nie mają jednak wyboru – ci młodzi ludzie nijak nie mogą się sprzeciwić wydanym im rozkazom. Po prostu stosują się do instrukcji, by udać się w to czy tamto miejsce i krążyć tam bez ustanku, najwolniej jak się da, za co pod koniec miesiąca otrzymują marny żołd jako wynagrodzenie za ten nieciekawy spektakl. W świadomości zbiorowej wojsko na ulicach wzmaga tylko poczucie wojny i zagrożenia. To wręcz zaprzeczenie cywilizowanego i spokojnego społeczeństwa.
Franck spędził wieczór w sposób typowy dla zatwardziałego kawalera: niestrawna kolacja z działu dań gotowych odgrzana w mikrofalówce, szybki prysznic, masturbacja, film w hollywoodzkim stylu, a wreszcie niespokojny sen.
Kolejny ranek – nic nowego, ta sama nudna praca. Ale wieczorem z jego twarzy wyczytać można było radość i oczekiwanie. Z kurtką Swietłany zamotaną na ramionach Franck wyczekiwał na peronie. Pociąg właśnie wjechał, tłum oczekujących zaczął się kłębić, każdy usiłował zlokalizować odpowiednią osobę. Franck musiał się przemieścić kilkukrotnie, aby Swietłana mogła go znaleźć. Gdyby pozostał w tym samym zakątku, zasłonięty przez tabun ludzi, nie sposób byłoby go wytropić. Kiedy pojawiła się wreszcie, na jej twarzy widniał szeroki uśmiech, a wyrazu jej oczu mógłby pozazdrościć niejeden mężczyzna. Swietłana rzuciła się w ramiona Francka, spragniona smaku jego ust. Nie kryła radości na jego widok. Ich pocałunek trwał całą wieczność, jakby ta krótka nieobecność wystawiła na próbę ich cierpliwość i wzajemne przywiązanie. Próbę zakończoną powodzeniem. Tego dnia Franck stwierdził, że zupełnie stracili dla siebie głowę; tego dnia, był przekonany, że ich miłość przetrwa znacznie dłużej niż do niepokojącej daty, która majaczyła na horyzoncie; tego dnia nie wiedział, jak bardzo się myli. Uczucie, któremu coraz bardziej ulegał, nie było bezpodstawne: spojrzenie lazurowych oczu Swietłany, bijący z nich blask był bardzo wymowny, podobnie jak promienny uśmiech, delikatne ruchy rąk, które pieściły owal jego twarzy, słodki pocałunek – bez trudu można było z nich wyczytać to, czego dziewczyna nie wyraziła jeszcze słowami. Nie mylił się w interpretacji tego, co widział, ale zapomniał o jednej podstawowej rzeczy: w swojej naiwności założył, że z czasem ich miłość będzie coraz silniejsza. Nie miał żadnych podstaw, aby podejrzewać, że to co ich łączy, za kilka tygodni zostanie tylko wspomnieniem. W tej boskiej chwili nic nie zapowiadało nadciągającej katastrofy…
Kiedy człowiek jest szczęśliwy, zakłada w swej naiwności, że tak już pozostanie. To błąd – nic nie trwa wiecznie: miłość, przyjaźń, praca, a nawet pieniądze – niczego nie można brać za pewnik. Wszystko co dobre szybko się kończy, w życiu piękne są tylko chwile, w każdym sukcesie od początku kryje się ziarno porażki. Po jakimś czasie możemy mieć pewność, że wkrótce nadejdzie coś wręcz przeciwnego – jak na rollercoasterze: raz jesteś na górze, żeby zaraz z krzykiem spaść na sam dół. Zawsze też myślisz, że to co dobre, trwało zbyt krótko. Niestety nie jest też tak, aby po trudnym okresie cierpienia zaraz nadchodziła radość i zaspokojenie. Na ogół trzeba na to długo czekać i bardzo się starać, dążyć do realizacji marzeń, które dają siłę, do osiągnięcia wytyczonych celów.
Kiedy doszli już do siebie i ruszyli z peronu w kierunku hali głównej dworca, nie bardzo wiedzieli, dokąd zmierzają – szczęśliwi, że znowu są razem. Franck zaproponował, aby zjedli u niego kolację, a Swietłana z radością przyjęła zaproszenie. Wyjazd najwyraźniej dobrze jej zrobił. Po drodze opowiedziała mu o tym, co zwiedziła: Pałac Królewski, Wielki Plac, Parlament Europejski – czyli wszystkie najbardziej uczęszczane przez turystów miejsca, co spowodowało, że poczuła się całkowicie oderwana od swojego miasta rodzinnego. Była zachwycona, wprost promieniała radością. W głębi duszy zaczynała być zakochana, a jej życie zaczynało nabierać smaku.
Swietłana nie była za bardzo głodna, nie zdecydowali się więc na obfity posiłek. Franck otworzył butelkę białego wina, a do tego podał wędzonego łososia w plastrach. Swietłana nie jadła zbyt wiele wieczorami. Na ogół zaspakajała głód zjadając kilka owoców. Była przekonana, że zapewnia to równowagę organizmu. Często porównywała się ze swoją matką o bardziej smukłej sylwetce. Swietłana uważała się za nie dość szczupłą, chociaż nie miała na tym punkcie kompleksów.
Usiedli obok siebie na łóżku, przed którym znajdował się niski stolik. Swietłana próbowała nauczyć Francka kilku słów po rosyjsku. Niezdarnie powtarzał za nią, ale po chwili ich obce brzmienie ulatywało mu z pamięci. W przeciwieństwie do Swietłany, Franck nie miał zdolności językowych. Jedyny język, jaki udało mu się opanować, to francuski. Kazała mu powiedzieć po rosyjsku: ja lublu tiebia, czyli kocham cię. Z trudem przychodziło mu powtarzanie słów, a Swietłana zanosiła się śmiechem. Bawił ją jego akcent i nie mogła powściągnąć rozbawienia. Franck poczuł nagle gwałtowny przypływ pożądania i zachłannie zaczął ją całować. Swietłana dała się ponieść uniesieniu i w uścisku opadli na materac.
Namiętnie całując Swietłanę, Franck przesunął dłonie nieco niżej, ale Swietłana odepchnęła go i zapytała, czego od niej tak naprawdę oczekuje. Chociaż sytuacja wydawała się oczywista, chciała wiedzieć, dlaczego zaprosił ją do siebie. Franck wyznał szczerze, że już w parku urzekła go jej spontaniczność i naturalność. Po prostu podobała mu się. Swietłana uśmiechnęła się na te słowa.
– No dobrze – zawyrokowała. Ta krótka wypowiedź oznaczała zgodę na dalszy ciąg tego, czym i tak już się zajmowali. Kiedy zaczął ją znowu całować, zapytała, czy we Francji relacje zawsze tak szybko się rozwijają. Franck tylko się na to uśmiechnął i wyciągnął rękę w kierunku jej piersi.
Swietłana wyczuwała szczerość zamiarów Francka, dlatego zgodziła się posunąć tak daleko tego dnia. Nigdy nie spieszyła się z seksem, ale tym razem czuła, że zaszła w niej jakaś zmiana. Stwierdziła, że zachowuje się jak niecierpliwy podlotek, z libido rozpalonym do granic możliwości. Dotychczas, gdy umawiała się z kimś, kolejne spotkania powoli prowadziły do bliższej zażyłości. Francuzi wydawali się bardziej pewni siebie i skoncentrowani na doznaniach zmysłowych. Swietłana zdała sobie sprawę, że najwyraźniej międzynarodowa reputacja francuskiego kochanka nie była przesadą, lecz zaczynała się tym delektować.
Kiedy ich nagie ciała zetknęły się gwałtownie, Swietłana powiedziała, że nie chciałaby zajść w ciążę i że Franck ma założyć prezerwatywę. Ten uśmiechnął się pod nosem, bo miłość bez zabezpieczenia nie przeszła mu nawet przez myśl. Docenił jednak jej rozwagę, wyjmując z szafki dwa różne opakowania do wyboru. Najwyraźniej dobrze był przygotowany na tę okazję. Swietłana odrzuciła markę, której nie znała, co rozbawiło Francka. Obydwie miały podobną jakość, a Franck nawet wolałby tę drugą, bo była cieńsza, co gwarantowało lepsze doznania. Nieważne – chodziło mu głównie o to, żeby partnerka czuła się pewnie. Założył gumkę odpakowaną przez Swietłanę, która wyciągnęła się na łóżku, gotowa, by w nią wszedł. Zanim przeszli do konkretów, Franck zatopił twarz między uda Swietłany – rzadkością jest, aby kobieta pozostała obojętna na cunnilingus. Swietłana wydała mu się gotowa, aby ją posiąść, co dało mu podstawy do podejrzeń, że jej dotychczasowe doświadczenia nie były nadzwyczajne.
Swietłana zamknęła oczy, a jej ciałem wstrząsały dreszcze rozkoszy. Ich igraszki były niespieszne, ale dziewczyna pragnęła silniejszych doznań. Seksualność kobiet jest tak różna, że mężczyzna nie jest w stanie niczego przewidzieć do chwili, gdy nastąpi pierwsze zbliżenie. Swietłana była zwolenniczką mocnych wrażeń – dała mu do zrozumienia, że odpowiadają jej energiczne ruchy. Francka nie trzeba było długo prosić – nacierał na nią jak rozjuszony buhaj. Łóżko trzeszczało i podskakiwało rytmicznie, a pokój zalała fala ukropu. Było gorąco jak w saunie – aż zaparowały okna. Swietłana jęczała przepełniona rozkoszą, ale nagle krzyknęła z bólu. Franck ugodził ją w udo – okazał się zbyt żywiołowy. Swietłana poprosiła, aby nieco powściągnął swe żądze. Franck chętnie przystał na to – nie mógłby bez końca utrzymywać nieokiełznanego rytmu. Gra zmysłów łagodnie toczyła się dalej.
Każde z nich wzięło szybki prysznic, a potem położyli się na łóżku, które przed chwilą było świadkiem ich burzliwych uniesień miłosnych. Swietłana wtuliła się w ramiona partnera, składając głowę na jego piersi – można by powiedzieć, że jego ciało zmieniło się w poduszkę rozkoszy.
Franck delikatnie pieścił jej włosy, okrywając twarz pocałunkami. Między jednym muśnięciem a drugim zapytał, o której musi jutro wstać, żeby pójść do pracy. Franck nastawił sobie budzik na siódmą, żeby się przygotować. Swietłana zerwała się zaskoczona, tłumiąc wściekłość, nie raczyła odpowiedzieć mu na pytanie.
– Jak to? Pracujesz jutro? Dlaczego nic mi wcześniej nie powiedziałeś?
Franck zaniemówił, zaskoczony jej gwałtowną reakcją. Zupełnie się tego nie spodziewał. Przyglądał się spokojnie, jak na nadąsanej twarzy Swietłany pojawia się wyraz dezaprobaty.
– Rozczarowałeś mnie Franck. Myślałam, że razem spędzimy ranek. Gdybym wiedziała, wróciłabym do siebie.
– Nie podobał ci się nasz wieczór?
– Nie o to chodzi! Bardzo mi się podobał. Był bardzo…
– Przyjemny? – zapytał Franck, wchodząc jej w słowo.
– Nie! Dużo lepszy! Brak mi słów, żeby opisać, jak mi było. Ale po prostu chciałam się jutro wyspać. Jestem bardzo zmęczona po podróży.
– Możesz zostać u mnie i spać tak długo jak chcesz, Swieta. Kiedy będziesz chciała wyjść, po prostu zatrzaśnij drzwi, dobrze?
– Niech będzie.
Uśmiech powrócił na twarz Swietłany. Znów położyli się, a dziewczyna oparła głowę na piersi Francka. Głaszcząc jej bujne włosy, Franck zastanawiał się, czy dobrze robi, pozwalając jej zostać w swoim mieszkaniu. Poznali się zaledwie kilka dni temu. Co tu można ukraść? Nie ma przecież w domu nic cennego. Dziewczyna wydawała się godna zaufania, niewinna i poza wszelkimi podejrzeniami. Miał nadzieję, że się nie myli. Nie wyglądała na kogoś zdolnego do kradzieży. Wręcz przeciwnie. Skoro chce z nią być, musi jej teraz zaufać. Nie da się zbudować miłości na podejrzeniach.
Po ostatnim namiętnym pocałunku, kochankowie zasnęli z wolna, w poczuciu spokoju, zaspokojenia i błogiej szczęśliwości.
Telefon Francka zaczął wibrować o siódmej. Musiał szybko wstać, żeby zdążyć do pracy. Swietłana była jeszcze śpiąca – z trudem otwarła oczy. Zmęczenie opanowało jej zmysły. Franck powiedział, żeby nie przejmowała się nim i spała dalej, ale jego krzątanina między kuchnią, łazienką a sypialnią wyrwała ją ze snu.
Przygotowanie do wyjścia zajęło mu pół godziny. Rozespana Swietłana leżała wyciągnięta w łóżku, a jej nagie ciało okryte było prześcieradłem. Przyglądała się Franckowi, gdy się ubierał, pił kawę i ogarniał nieco pozostawiony przez nich poprzedniego wieczoru nieład. Przed wyjściem życzył jej miłego dnia, okrywając twarz i szyję niezliczonymi pocałunkami. Widać było, jak oboje rozkoszują się tą chwilą. Franck ociągał się z wyjściem, nie mógł się od niej oderwać. Robił dwa kroki w kierunku wyjścia, po czym zawracał, żeby jeszcze raz ją uścisnąć. Nie mógł opuścić mieszkania. Był całkowicie zaabsorbowany Swietłaną, a ona nijak nie ułatwiała mu tego trudnego zadania. Byli jak zaczarowani; wydawać się mogło, że ta ich wzajemna wymiana czułości potrwa bez końca. Wewnętrzny magnetyzm zdawał się gwarantować, że wzajemne zauroczenie przekształci się w głęboką namiętność. Franck wyglądał już na poważnie zaangażowanego. Z rezygnacją stwierdził, że jest za późno, aby zebrać w sobie siły, które pozwolą mu uniknąć dużego spóźnienia. Swietłana patrzyła na niego z nadąsaną miną, spoglądając w jego kierunku błyszczącymi oczyma. Jeszcze jeden pocałunek. Ostatni. Jeszcze jedno muśnięcie warg. Franck wyszedł chyłkiem, jak złodziej. Trzaśnięcie drzwi oznaczało ich rozstanie na najbliższe kilka dni.
Każde z nich musiało wrócić do swych codziennych obowiązków, do których należała głównie praca: Franck mył podłogę na klatce schodowej, podczas gdy Swietłana sprzedawała torebki. Wieczorami oboje byli wyczerpani, każde z innych powodów. Franck mieszkał w kamienicy, w której zapomnieć można o błogim spokoju panującym w jego rodzinnych stronach. Jeżeli udawało mu się zasnąć przed drugą w nocy, uważał to za szczęśliwy traf, a ze względu na pracę nie mógł odespać rano. Wracał do domu wykończony. Swietłana natomiast cały dzień pracowała na stojąco – usiąść można było wyłącznie podczas przerwy na lunch. Po wielu godzinach na nogach, spędzonych na wysłuchiwaniu utyskiwań klientów, Swietłana padała po powrocie do domu na wąskie, osiemdziesięciocentymetrowe łóżko w wynajmowanym pokoju o wymiarach jak dla karzełka. Pokój nie był zbyt duży – skąpo umeblowane dziewięć metrów kwadratowych. Przestrzeń zajmowały wyłącznie niezbędne sprzęty: poza łóżkiem mieściło się to jedynie biurko z krzesłem i szafa. Tuż przy wejściu umieszczono zwyczajną, prostokątną kabinę prysznicową. W budynku pokoje udostępniano wyłącznie kobietom, co pozwalało uniknąć problemów matrymonialnych. Cudzoziemki, które przyjeżdżały do Francji na kilka miesięcy do pracy, regularnie wynajmowały te mikroskopijne mieszkanka. Dla kilku Francuzek, które również się tu zatrzymały, życie przybrało niekorzystny obrót, na skutek czego znalazły się w trudnej sytuacji finansowej. Były to najczęściej kobiety po rozwodzie lub innych perypetiach życiowych, które partner bezlitośnie pozbawił wszelkich środków do życia. Miejsce to pozwalało im złapać równowagę i dawało nadzieję na lepsze jutro. Pocieszeniem było, że przynajmniej nie znalazły się na ulicy.
Jedna z koleżanek Swietłany mieszkała w tym samym budynku – była to Mołdawianka, z którą dość dobrze się rozumiały, chociaż nie zawsze nadawały na tej samej fali. Natomiast z przyjaciółką z Ukrainy łączyło ją pokrewieństwo dusz. Bardzo różniły się natomiast wyglądem – obydwie wysokiego wzrostu, ale Ukrainka miała ciemne włosy i była niezwykle smukła. Swietłana zazdrościła jej szczuplej sylwetki, pomimo tego, że koleżanka miała piersi mikroskopijnych rozmiarów. Co prawda Swietłany natura również nie wyposażyła tutaj zbyt szczodrze – jej piersi były nieproporcjonalnie małe w stosunku do korpulentnej budowy. Były chłopak zwrócił jej na to uwagę. Stwierdził, że przy rozmiarze miseczki C lub D miałaby ciało oszałamiające dla każdego mężczyzny! Czy nie wyglądałaby jednak wtedy zbyt wulgarnie? Dla stworzenia pewnej iluzji, Swietłana nosiła staniki push up, podobnie jak wiele kobiet w jej wieku.
Godziny pracy Swietłany zmieniały się każdego dnia, przy czym dziewczyna bardzo nie lubiła zaczynać pracy na późniejszą zmianę, bo kończyła dopiero o dwudziestej pierwszej. Gdy docierała do domu, było już bardzo późno. Miała wtedy nieprzyjemne wrażenie, że nie ma na nic czasu w ciągu dnia, a praca to całe jej życie.
Bardzo lubiła oglądać torebki. Gdy tylko nadarzała się okazja, zakładała wybrany model na ramię i wyobrażała sobie, że torba jest jej własnością. Zwykle takie chwile rozmarzenia trwały bardzo krótko – zawsze właśnie wtedy ktoś miał do niej pytanie albo klientka zainteresowana była modelem wypróbowywanym przez Swietłanę.
Torebki marek takich jak Cartier, Ralph Lauren czy Dolce&Gabbana kosztowały znacznie powyżej tysiąca euro, a ceny innych marek sięgały nawet dwóch tysięcy. Swietłana podziwiała wielokrotnie różne modele: od pojemnych toreb na ramię, po maleńkie kopertówki. Jako sprzedawczyni miała prawo do dwudziestoprocentowej zniżki, co tydzień dokonywała jakiegoś zakupu, z korzyścią dla swojego pracodawcy, chociaż wydawane przez nią kwoty nie przekraczały pięćdziesięciu euro, i to już po odliczeniu rabatu. Gdyby jej zarobki były jednak wyższe, Swietłana bez wahania zainwestowałaby w jakiś luksusowy okaz ze swojego butiku. Na swój sposób dziewczyna była ofiarą mody, godną reprezentantką społeczeństwa konsumpcyjnego. Bez torebki na ramieniu Swietłana czułaby się naga i pozbawiona częściowo swojej kobiecości.
Para nie spotykała się przez cały tydzień – oboje byli zajęci pracą, ale sobotni wieczór postanowili spędzić razem u Francka.
Mężczyzna odczytał właśnie SMS-a od Swietłany, która zgubiła się w jego dzielnicy. Wiedziała, że jest w pobliżu, ale nie zapamiętała drogi i nie mogła do niego trafić. Franck natychmiast do niej zadzwonił i poprosił, by poczekała na stacji metra, to przyjdzie po nią. Gdy dotarł na miejsce, nie mógł jej jednak zlokalizować. Poprosił, by opisała okolicę, a wtedy zorientował się, że Swietłana wysiadła o jedną stację za wcześnie. To tłumaczyło, dlaczego nie mogła znaleźć drogi. Ruszył, aby ją przyprowadzić – to zaledwie dziesięć minut na piechotę. Gdy dotarł na miejsce, spod tablicy z planem Paryża powitał go widok kobiecych nóg zwieńczonych króciutką spódniczką. Domyślił się natychmiast, że to ona. Podszedł i uścisnął ją niespodziewanie, na co Swietłana wzdrygnęła się i wydała głośny okrzyk – raczej zaskoczona niż przestraszona. Odwróciła się, a Franck powitał ją uśmiechem. Wymienili długi pocałunek, nie troszcząc się o mijających ich przechodniów.
Gdy tylko dotarli do mieszkania Francka łapczywie rzucili się na siebie. Kolacja może zaczekać – najpierw musieli zaspokoić apetyt o bardziej zmysłowym charakterze. Gdy osiągnęli już spełnienie, Swietłana spytała, czy może ją poczęstować lodami. Latem Franck jadał czasem Magnum dla ochłody, dlatego miał ich w zamrażalniku całe duże pudełko. Swietłana była usatysfakcjonowana i zażyczyła sobie nawet, aby podać jej dodatkową sztukę. Wspólne igraszki wywołały u niej głód. Przed pójściem spać wzięli wspólny prysznic, wymieniając pieszczoty, pocałunki i mydląc nawzajem swoje ciała. Swietłana nie zabrała ze sobą nic do przebrania na noc – tak się spieszyła, żeby już być z Franckiem, że umknął jej ten detal. Poprosiła, by pożyczył jej swój T-shirt. Franck wybrał koszulkę uszytą z mikrofibry – lekkiego i mięciutkiego materiału, którą uznał za najbardziej komfortową dla swojej wybranki. Swietłanie spodobał się pożyczony ciuch, stwierdziła, że jest niezwykle przyjemny w dotyku.
Gdy leżeli już w łóżku pogrążeni w półcieniu, Swietłana oparła głowę na piersi Francka i zaczęła go wypytywać o szczegóły z jego życia. Nagle zainteresowała się, czy Franck ma dziecko. To niespodziewane pytanie zaskoczyło go – nic nie wskazywało wcześniej na to, by Swietłana miała zapytać o tak osobistą sprawę. Uznał to za wścibstwo i zaczął się zastanawiać, czy dziewczyna przeglądała jego dokumenty, kiedy zostawił ją samą w mieszkaniu wychodząc rano do pracy po ich pierwszej wspólnie spędzonej nocy. Dlaczego zadała właśnie takie pytanie? Czy naturalne jest, żeby na tak wczesnym etapie znajomości wypytywać o tak osobiste sprawy? A może Swietłana szukała informacji na jego temat, żeby lepiej go poznać. To zachowanie nie przypadło mu do gustu, świadcząc albo o niezdrowej ciekawości, albo o nadmiernej podejrzliwości – takiej inwigilacji nie mógł potraktować inaczej niż jako niedopuszczalnej ingerencji w jego prywatność. W każdym razie, nie chciał jej okłamywać. Zamierzał jej zresztą powiedzieć o tym, że ma syna – był to przecież istotny element jego życia.
– Tak, mam dziecko – odpowiedział.
Wolałby, aby ta rozmowa odbyła się na późniejszym etapie ich znajomości, kiedy miałby już pewność, że wzajemne stosunki rozwijają się w pożądany sposób. Miał świadomość, że zakochani biorą wszystko za dobry znak, dopiero z czasem okazuje się, że nie jest tak różowo, jak się wydawało na początku. Chyba każdy mężczyzna doświadczył tego, gdy ta, którą w miłosnym zauroczeniu miał za płomienną Afrodytę, okazywała się wojowniczą Amazonką. Z drugiej jednak strony może i dobrze, że padło to istotne pytanie. Przynajmniej teraz sytuacja się wyjaśniła. Spytał ją, czy stanowi to dla niej jakiś problem. Odparła, że nie – na razie jej to nie przeszkadza. Co miała na myśli mówiąc „na razie”? Użyte sformułowanie zaintrygowało Francka, chociaż jej reakcja była pozytywna. Przynajmniej nie okazała braku dojrzałości ani tego, że nie jest gotowa na konfrontację z poważnymi kwestiami. Czyli nie jest kimś, dla kogo liczy się tylko wolność i zabawa, a kto unika jakiegokolwiek zaangażowania. Był zdziwiony, że mimo młodego wieku, Swietłana zareagowała całkiem pozytywnie. Jej reakcja różniła się diametralnie od tego, jak zachowała się jego była. Franck mógł na tej podstawie wywnioskować, że jej zamiary były całkiem szczere. Ta sytuacja pokazała Franckowi, jakie uczucia Swietłana żywi wobec niego. Rozczarowanie oznaczało wyraźną chęć zaangażowania się w ten związek.
Franck wyjaśnił pokrótce, w jaki sposób został ojcem, chociaż nigdy tego nie planował. Swietłana nie wszystko zrozumiała, dlatego na pocieszenie chciała zobaczyć zdjęcia. Zaznaczył, że nie ma ich zbyt wiele, gdyż nie spędza zbyt wiele czasu ze swoim synem ze względu na napięte stosunki z matką chłopca. Nie pozostało między nimi nic z dawnej sielanki, a wręcz przeciwnie – jakby otworzyły się między nimi wrota piekieł. Początkowa beztroska wspólnych dni zamieniła się w pole bezlitosnej walki.
Franck wyjął album ze zdjęciami, na którym chłopczyk został uwieczniony od dnia narodzin, do czasu gdy miał około półtora roku – był jeszcze bardzo mały. Wydawało się, że Swietłana z sympatią przygląda się dziecku. Zwróciła jednak uwagę na jego kolor skóry.
– Dlaczego on jest taki czarny? – zapytała.
Franck zamarł. Przypadkowe użycie obraźliwego określenia było dla niego jak nagły cios obuchem. Jak mogła tak powiedzieć? Odparł po prostu, że na pewno mniej niż jego matka. To przecież nic takiego i nie warto na to zwracać uwagi. Swietłana przeprosiła, widząc jego zdenerwowanie i dalej przeglądała zdjęcia. Przewracała kartki albumu, a Franck bacznie ją obserwował. Zauważył, że od czasu do czasu mruży prawe oko, jakby chciała lepiej zobaczyć szczegóły każdej fotografii. Francka zaciekawiło, czy ma problemy z wzrokiem. Swietłana potwierdziła, że cierpi na ametropię w prawym oku, ale nie chce nosić okularów. Ogólnie widzi bardzo dobrze. Chociaż jest krótkowidzem, z lewym okiem nie ma żadnych problemów, dlatego sama poradziła sobie z tym problemem okulistycznym. O ile jej wzrok nie pogorszy się, takie rozwiązanie było jej na rękę.
Swietłana pogratulowała Franckowi synka i uznała, że chłopiec jest słodki i pełen energii. Jeszcze raz przeprosiła za niefortunny komentarz. Franck nie miał jej już za złe tej wpadki, a zapytał ją, czy sama zamierza kiedyś mieć dzieci. Powiedziała, że na razie jej się nie spieszy i zwierzyła mu się ze swoich wątpliwości. Nie była pewna, czy będzie potrafiła dobrze wejść w rolę matki, czy będzie w stanie zadbać o wykształcenie dziecka. Bała się, że nie ma dość autorytetu i godności. Franck zapewnił ją, że nie ma się czego obawiać, a instynkt macierzyński pojawia się dopiero po urodzeniu dziecka. Będzie wtedy wiedziała, jak ma postępować i co zrobić w danym momencie. Dodał, że jest przekonany o jej nadzwyczajnej uczuciowości i o tym, że będzie potrafiła obdarzyć miłością swoje potomstwo. Jej dzieci będą mogły tylko być szczęśliwe, że mają tak czułą matkę. Swietłana uśmiechnęła się na te miłe słowa. Zamknęła album i oddała go właścicielowi, a on włożył go do tej samej szuflady w komodzie, z której go wyjął. Potem podszedł do Swietłany i pocałował ją. Jeszcze raz kochali się.
Obudzili się szczęśliwi późnym porankiem. Traktowali się nawzajem z pełną troski czułością. Franck zrobił herbatę Swietłanie, a sam napił się kawy. Też lubił herbatę, ale dopiero po obiedzie. Wieczorem, przy filmie chętnie pijał ziółka.
Wieczorem Swietłana miała udać się na dworzec, by wyruszyć do Amsterdamu. Powiedziała, że pociąg odjeżdża z dworca Gallieni. Franck ze zdziwieniem stwierdził, że to przecież nazwa stacji metra i poprosił, by pokazała mu bilety. Okazało się, że Swietłana pomyliła się, kupując bilety przez Internet. Gallieni to ogromny dworzec autobusowy, który obsługuje trasy w całej Europie. Można tam wsiąść w autokar, ale w żadnym razie nie w pociąg. Swietłana była załamana tym odkryciem – oznacza to długą i niewygodną podróż. Spędzi w autokarze całą noc.
Dziewczyna zaczęła się wahać. Zrozumiała teraz, dlaczego cena była tak atrakcyjna. Franck stwierdził, że nie musi jechać, jeżeli obawia się podróży tym środkiem transportu, ale zaczął ją też uspakajać. Szkoda rezygnować z takiego pobytu przez zwykłą nieuwagę. Jeżeli nie pojedzie, to będzie go mogła odprowadzić do pracy, jednak miejsce to nie ma jej nic ciekawego do zaoferowania. Chociaż Franck wolałby spędzić jeszcze jeden dzień w jej towarzystwie, jego przyjemność niekoniecznie byłaby korzystna dla partnerki. Rezygnacja z podróży nie leżała zatem w jej interesie.
Chwilowo oboje zajęci byli jednak pochłanianiem sushi, które Franck wcześniej odmroził. Kupił je przed spotkaniem i przechowywał w zamrażalniku, bo z rozmowy dowiedział się, że Swietłana uwielbia ten przysmak, a chciał jej zrobić przyjemność.
Po południu wyszli na spacer do parku Montsouris. Przy wejściu zobaczyli sprzedawcę lodów. Swietłana nie mogła się oprzeć, a zatem każde z nich zdecydowało się na trzy gałki lodów o smaku waniliowym, truskawkowym i brzoskwiniowym. Szli brzegiem jeziora, a z nieba lał się nieznośny żar. Sorbety szybko się rozpuszczały, musieli się więc spieszyć. Lepka ciecz spływała po wafelku, aż na ich palce. Całe szczęście w przepastnej torbie Swietłany kryła się paczka chusteczek i butelka wody, mogli więc wyczyścić ręce.
Usiedli na zboczu pokrytym trawą pod drzewem, które rzucało zbawienny cień. Na tych kilku metrach kwadratowych tłoczyli się przedstawiciele chyba wszystkich sfer paryskich, bardzo zróżnicowani pod względem etnicznym. Niektórzy wylegiwali się bezczynnie w słońcu, opalając swe obnażone ciała. Intelektualiści pogrążeni byli w lekturze. Sportowcy ćwiczyli jogę, wykonując skomplikowane asany. Nieco dalej ktoś o azjatyckich rysach pochłonięty był ćwiczeniami qigong – jakby zamknięty w swym własnym świecie, odcięty od wszystkich, w izolacji od otoczenia. Mężczyzna w średnim wieku zatrzymał się po wyczerpującym biegu, a następnie zaczął się rozciągać tuż przed kobietą siedzącą spokojnie na ławce i pogrążoną w lekturze. Jakby chciał zwrócić na siebie jej uwagę, mężczyzna usiadł na drugim końcu ławki i zaczął się jej przyglądać jeszcze bardziej natarczywie. Między nimi widoczna była spora różnica wieku – mężczyzna musiał być straszy od obserwowanej czytelniczki co najmniej o dwadzieścia lat. Młoda dziewczyna czytała dalej nieporuszona. Jak gdyby nigdy nic, czekała aż ją zagadnie.
Nieco dalej, na płaskim terenie u podnóża zbocza, grupa nastolatków tańczyła w rytmie reggae. Widać było, że wszyscy dobrze się bawią, a chłopak, który wyglądał na nieco bardziej dojrzałego od reszty grupy, pokazywał pozostałym podstawowe kroki.
Panowała przyjazna atmosfera. Skąpany w promieniach słońca Paryż prowokował do nawiązywania kontaktów i podbojów sercowych, jakby w powietrzu unosiła się miłosna woń, po kilku haustach infekująca ciało i duszę zmysłowym bakcylem.
– Rzeczywiście Paryż to miasto miłości – stwierdziła Swietłana.
Franck uśmiechnął się i zaczął się nad tym zastanawiać. Przypomniał sobie o swojej byłej dziewczynie, która – przeciwnie – przeświadczona była, że romantyczny Paryż nie istnieje, a jest tylko mrzonką i ułudą. Najwyraźniej miała zbyt wysokie oczekiwania, dlatego rzeczywistość rozczarowała ją.
Franck wyraził umiarkowane zdanie w tej kwestii.
– Na to wygląda. Chociaż wydaje mi się, że podryw działa podobnie we wszystkich krajach. Czy w Rosji nie jest tak samo?
Swietłana przekrzywiła z namysłem głowę w lewo, a potem w prawo. Zdawało się, że waha się z odpowiedzią, jakby prowadziła spór wewnętrzny.
– Trochę inaczej to wygląda. Tutaj ludzie są bardziej bezpośredni. Można powiedzieć, że szukają miłości.
– Każdy poszukuje miłości! Nawet ci, którzy tego nie okazują lub twierdzą coś wręcz przeciwnego. Spójrz na tego faceta, który coś tam rysuje. Jak ci się wydaje – co on robi?
Swietłana spojrzała we wskazanym przez Francka kierunku i zobaczyła artystę wykonującego szkic.
– Myślę, że rysuje martwą naturę, zainspirowany widokiem parku.
– Mylisz się! Spójrz na tę dziewczynę, nieco dalej w prawo. Zobacz, jak mu się przygląda z uwagą. Jest nim zainteresowana i intryguje ją jego rysunek. A on na pewno już wyczuł, że połknęła przynętę.
– Hm. Rzeczywiście bardzo piękna ta dziewczyna! Chyba masz rację.
Swietłana wyjęła aparat fotograficzny jak czatujący paparazzi, który zwęszył właśnie sensację dnia. Z ożywieniem wymierzyła obiektyw w kierunku obnażonego powabnie ciała ślicznotki, a następnie uznała, że dziewczyna na pewno podejdzie do tego artysty, jeżeli on pierwszy nie zdecyduje się na ten krok.
Swietłana cyknęła też zdjęcie w innym kierunku – zaintrygowana, zszokowana, ale i zaciekawiona tym, co zobaczyła. Wyciągnięci na trawie obok siebie dwaj homoseksualiści, prężąc swe ciała w słońcu, oddawali się śmiałym pieszczotom. Rosjanka nie była przyzwyczajona do widoków tego rodzaju, bo w jej kraju takie rzeczy dzieją się tylko za szczelnie zamkniętymi drzwiami, chroniącymi pary jednej płci przed krytyką lub nazbyt pruderyjną oceną. Homoseksualiści wolą nie wystawiać swoich intymnych stosunków na krytyczne spojrzenia gapiów. Zresztą chyba tylko mężczyźni wśród takich par odczuwają potrzebę obnoszenia się ze swoim związkiem. Kobiety są pod tym względem bardziej powściągliwe.
Bez komentarza na temat rozgrywających się na ich oczach scen, Franck odwrócił się w kierunku Swietłany i ujął w dłonie jej twarz, dając wyraz swoim gorącym uczuciom w namiętnym pocałunku. Dziewczyna złożyła następnie głowę na ramieniu Francka, który objął ją czule. Jego dłoń spoczywała na zaróżowionym od słońca udzie Swietłany, pieszcząc je delikatnie. Swietłana z figlarnym wyrazem twarzy zaczęła mówić zupełnie o czymś innym, a mianowicie o planowanym wyjeździe do Amsterdamu i o narkotykach. Zwierzyła mu się ze swojego zaciekawienia tą kwestią. Wiedziała, że przed Franckiem może się otworzyć, czuła się przy nim bezpiecznie, darząc go pełnym zaufaniem. Na pewno nie oceni jej źle i szczerze podzieli się z nią swoją opinią.
Swietłana czuła pociąg do narkotyków. Chciała ich spróbować przynajmniej raz w życiu, by doświadczyć tych niezwykłych wrażeń i ekstazy, w jaką mają one rzekomo wprawiać. Frank stanowczo odradził jej to, mówiąc, że nie powinna ulegać pokusie. Znał w tej kwestii relację z pierwszej ręki od przelotnego znajomego – to znaczy osoby, która nie potrzebując już jego wsparcia zawodowego, zaangażowana była w bardziej owocne relacje. Człowiek ten miał za sobą przygodę z kokainą. Otóż zdarza się, że osobom, które nie miały jeszcze styczności z tą substancją, po zażyciu dawki zbyt dużej w stosunku do masy ciała, trudno potem dojść do siebie. Wystarczy jednorazowy wyskok pod wpływem przyjaciół lub z ciekawości – jak w przypadku Swietłany – aby dotychczasowe życie legło w gruzach, pociągając taką osobę na dno, kiedy to mózg osiąga nieodwracalny stan otumanienia. Wszystkie dążenia odchodzą w zapomnienie, obracając się w nicość. Swietłana nie miała pojęcia, że jedna dawka może spowodować takie spustoszenie umysłowe, natomiast Franck miał nadzieję, że dała się przekonać, pomimo braku podobnych doświadczeń. Nie chciałby, aby przyszłość partnerki miała się przedwcześnie zakończyć z powodu niezdrowej ciekawości. Pragnął dla niej wszystkiego, co najlepsze, a substancje odurzające na pewno nie mieściły się w tej kategorii.
Вы ознакомились с фрагментом книги.
Для бесплатного чтения открыта только часть текста.
Приобретайте полный текст книги у нашего партнера: